poniedziałek, 16 marca 2009

Pete Rock w klubie The Fresh 08.03.2009 r.

Jak zwykle z opóźnieniem informujemy o wydarzeniach muzycznych, które miały miejsce, ale mam nadzieję, że nie będziecie za to nas tak bardzo ganić. W końcu relacja z koncertu a raczej DJ setu legendarnego Pete Rock'a powinna znaleźć się na U Call That Love, więc zapraszam do lektury streszczenia z tamtego wieczoru w warszawskim klubie The Fresh.

Nie spodziewałem się wiele po występie Pete Rock'a, tym bardziej, że wyruszył on w swoją trasę koncertową tylko z dwoma managerami, po czym można było wysnuć przypuszczenia, iż będzie to po prostu DJ set a nie koncert. Oczywiście agencja Konkret Promo nie poinformowała jak będzie wyglądał występ noworojskiego artysty. Co gorsza o zmianie miejsca odbycia się imprezy dowiedzieliśmy się tego samego dnia, co już w ogóle nie było do przyjęcia. Ponoć organizatorzy nie spodziewali się tylu chętnych, którzy wybiorą się na ten koncert i w ostaniej chwili zmienili lokalizację z klubu Karmel do The Fresh. Doskonale wiadomo jakie warunki panują w The Fresh i czego można się spodziewać po imprezie organizowanej w tym klubie. Oczywiście trzeba było nieskończenie długo czekać na rozpoczęcie imprezy aż do około 23.30, kiedy na scenie pojawił się nie wiadomo z jakiej racji, Eldo wspierany przez Dioxa. Zaskoczenie było tym większy, ponieważ Eldoka nie widniał na żadnym plakacie i jego występ  nie był wstępnie ogłaszany na ten wieczór. Cóż, może to była skrywana niespodzianka przez organizatorów. Warszawski raper zagrał krótko, 3-4 utwory po czym zniknął ze sceny. Wreszcie po kilkunastu minutach po jego mini-koncercie pojawił się Pete Rock. Rzucił krótko, że po raz pierwszy jest w Polsce, napomknął coś o swojej trasie i szybko stanął za deckami. Na początek usłyszeliśmy kilka okrzyków w stylu "Go Pete Rock, go Pete Rock" a potem rozpoczął się dwugodzinny set, który zawiódł moje jak i wielu pozostałych, oczekiwania. Z jednej strony było poprawnie, Pete grał kawałki głównie z początku lat 90.tych zachaczając także o old school ale z drugiej strony czegoś brakowało. Owszem było przyjemnie usłyszeć na żywo Chubb Rocka i jego Treat 'Em Right czy Big Daddy Kane'a i Ain't No Half Steepin' ale wszystko sprawiało wrażenie granego nieco na odwal, bez większego zaangażowania się w show legnedy hip hopu. Momentami było naprawdę kiepsko i jak to Franz stwierdził dopiero pod koniec uratował się grając swoje własne kawałki. Denerwował widok jednego managera Pete'a, który stojąc przy deckach często wymachiwał płytami Pete'a dostępnymi do kupienia w trakcie i po koncercie. Po upływie równo 2 godzin DJ set zakończył się, przyszła pora na autografy oraz czas poświęcony prasie a publiczność mogła rozejść się z niedosytem do domów.

Warto było zobaczyć na żywo legendę jaką bez wątpienia jest Pete Rock lecz po jego występie mam mieszane uczucia. Nie spodziewałem się wiele jednak mogło to wyglądać znacznie lepiej, już nawet zarymowanie kilku wersów T.R.O.Y. trochę wyprostowałoby sprawę.

Brak komentarzy: