Jak zdążyliście zauważyć, mamy obecnie zastój na U Call That Love jeśli chodzi o regularne publikacje lecz uwierzcie nam, iż pracujemy od dłuższego czasu nad kilkoma poważnymi przedsięwzięciami, o których już całkiem niedługo będziemy mogli wszystkich poinformować. Mimo tego, że jesteśmy zapracowani, to.udało nas się przeprowadzić wywiad z duetem moka-T i Makul, o których informowaliśmy jakiś czas temu na łamach UCTL. Życzymy miłej lektury tego obszernego wywiadu.

Makul: Cześć i dzięki za zaproszenie. Moje zainteresowanie hip-hopem rozpoczęło się jakoś pod koniec szkoły podstawowej (około roku 1994). Wtedy bardzo blisko przyjaźniłem się z Nawerem w Mad Crew i to on zaraził mnie miłością do tej kultury. Chodziłem wtedy do szkoły muzycznej i interesowałem się dość mocno komputerową sceną DEMO. Miałem Scream Trackera (legendarny już dziś sequencer stworzony przez niejakiego Psi z fińskiego składu scenicznego Future Crew), więc nie zastanawiałem się długo i zacząłem próbować swoich sił w robieniu bitów. Fakt, że słuchałem nie tylko hip hopu, ale również jungle i trip-hopu, wpłynął (i do dziś wpływa) bardzo na charakter moich produkcji.
Pierwsze projekty to były dość osobliwe rzeczy. Bardzo ciężko było wtedy o sample, nie było tak jak dziś łatwego dostępu do Internetu, sprzętu, płyt z samplami itd., więc kradło się co się dało – zwłaszcza brzmienia perkusyjne. Często brałem jakiś szybki junglowy bit i spowalniałem go, żeby uzyskać efekt brudnego loopa, do tego dokładałem jakieś przedziwne odgłosy i teksty z bajek na winylach, układałem je w, powiedzmy, „logiczną” całość. Wychodziły z tego mniej lub bardziej ciekawe rzeczy. Potem zrobiło się nieco poważniej, bo rozpocząłem współpracę z moim bliskim przyjacielem, Jurkiem Wcisło, który jest człowiekiem orkiestrą i mega mózgiem muzycznym. Zaczęliśmy tworzyć utwory oparte bardzo mocno na twórczości The Prodigy (w szczególności „Experience”) – czyli junglowe bity, szybkie motywy na pianinie; dogrywaliśmy nawet żywy klarnet czy skrzypce. Robiliśmy też bity hip-hopowe inspirowane rapem francuskim, zwłaszcza produkcjami duetu Zdar & Boom Bass produkującym dla MC Solaara. Potem niestety nasze drogi rozeszły się na kilka lat, a ja zacząłem robić rzeczy stricte hiphopowe. Końskie są miastem, w którym (głównie dzięki Feel-X'owi) hip-hop bardzo wcześnie zaczął być widoczny na ulicach, było więc sporo osób zajmujących się robieniem graffiti i rymowaniem. Miałem zatem z czego wybierać jeśli chodzi o MC's. Przez długi czas najlepszym MC w Końskich pozostawał Smech z Mad Crew. To on szkolił młodszą kadrę, m. in. Kowala, 3bola czy OWNa. Powstawało w tamtym okresie bardzo wiele kawałków do zarówno moich jak i Feel-X'a bitów, ale nigdy nie były to (przynajmniej w moim przypadku) jakieś konkretne projekty – po prostu nagrywka za nagrywką. Wtedy robiło się to z czystej zajawki, nie było planu na nagranie demo – po prostu puszczaliśmy kawałek w miasto. I to było piękne.
Około roku 2000 nastąpił przełom w mojej twórczości. Poznałem Kosmiego, człowieka, w którym widziałem poza przyjacielem, materiał na przekozackiego MC. Zaczęliśmy współpracować i przez klika lat stworzyliśmy około trzydziestu naprawdę dobrych kawałków (większość z których niestety bezpowrotnie przepadła). Potem dołączył do nas Anem – bardzo utalentowany MC, a ostatnio też i turntablista. Wymyśliliśmy nawet niesamowicie oryginalną nazwę dla naszego zespołu – eMAKa i pod tym szyldem zagraliśmy kilka koncertów, między innymi w Bartoszycach i w Częstochowie. Niestety, około roku 2003 dopadł mnie jakiś kryzys, rozstałem się z chłopakami i praktycznie przestałem robić bity. Zająłem się tworzeniem muzyki do krótkich filmów, gier i prezentacji multimedialnych. Trwało to do momentu, aż poznałem moka-Ta, dzięki któremu moja miłość do rapu na nowo zakwitła. Od tamtej pory zaprzyjaźniliśmy się bardzo blisko, co oczywiście przełożyło się na współpracę na polu muzycznym. Owocem tej współpracy jest właśnie nasz pierwszy singiel.
moka-T: Pierwsze nagrania, na które zwróciłem uwagę jako gatunek i coś co nieświadomie mnie uzależniło, dotarły do mnie około 1994 roku. Kasety od kolegi do kolegi, przegrywanie, chwalenie się co za taśmę zdobyłem ja czy kumpel, pozwoliły mi na powolne odkrywanie hip hopu. Odnośnie moich pierwszych kroków z rapem, to rok 1998 mógłbym uznać za początki, a raczej raczkowanie w tej dziedzinie. Jednak nie było to coś szczególnego, a raczej kilku wersowce bez ładu i składu nagrywane pod „jamnika”. Pierwsza styczność z mikrofonem miała miejsce jakieś 1,5 roku później. Co do pierwszych projektów – 2 pierwsze, luźne traki, z kolegą Jarkiem, puściliśmy chyba w 2000, (nagrane na kasecie, w 2 egzemplarzach, których niestety nie mam). Rok 2001 – pierwsze demo(cd) nagrane z ekipą EWL aka ewolucja „i wszystko zaczyna się od nowa” (w składzie mcs: S klasa, Gie(MC i producent), what?R(mc i producent) , cart1 (dziś moka-T), deki : Simon, Okland. Drugie demo(cd) puściliśmy w obieg w 2004 jako versus banda „ promo – cja” (w składzie mcs: S klasa, what?R(mc i producent) , mocart1 (dziś moka-T), deki : Mixtura , Simon. W tym też składzie zagraliśmy (pierwszy i ostatni) koncert w Olkuszu, oraz za pośrednictwem świętokrzyskiego „Radia Tak” mogła przez chwilę usłyszeć o nas szersza grupa ludzi. Po tym jak skład się rozpadł, rozpocząłem poszukiwania beatmaker’a, z którym mógłbym realizować pomysły, a co najważniejsze rozumieć się, jaki dokładnie hip hop chcemy robić. Przez przypadek wpada mi w ręce cd z bitami. EUREKA!!! Tego szukałem – pojawia się misja – „odnaleźć Makula”. Po kilku miesiącach się odnalazł i mogliśmy zacząć działać muzycznie. Naprawdę od niedawna jestem on–line, a wtedy nieźle musiałem się nabiegać i nakombinować (podziękowania dla Gospa), żeby pogadać z Pawłem. Dosyć tej telenoweli… Jest jeszcze kilka projektów, w których brałem udział gościnnie, np. Wersyfikacja – szyfr (Skarland 2006), Herodsky on tracks (Skarland/Kraków 2007), Gs - La Cosa Nostra Mixtape (Radom 2007), Deys – Pro-Fill (Skarland/Kraków 2008), Manifest MIXTAPE (Łódź 2008) oraz współpraca m.in. z DJ Vasquez’em (Kielce) i Makulem rzecz jasna.
Czy jestem zadowolony po latach? Tak jestem. Dziś patrzę z sentymentem na pierwsze produkcje i nie raz śmieję się z tego, jak człowiek potrafi się zmienić po dekadzie (taki liryczny pamiętnik na nośniku).
Makul, na swoim koncie masz współpracę z Mad Crew. Wraz z DJem Bartem nagrałeś track „Te melodie” pochodzący z turntablistycznej płyty „Manewry Ciętego Dźwięku”. Jak doszło do tej kolaboracji? Czy nadal utrzymujesz kontakty z Bartem i Feel-X'em?
Makul: Z chłopakami z Mad Crew znamy się w zasadzie od czasów podstawówki. Co do wspólnych projektów - na przestrzeni lat powstało kilka rzeczy, niestety w większości są to kawałki niedokończone. Zanim Feel-X wyprowadził się z Końskich co jakiś czas urządzaliśmy sobie nocne sesje nagraniowe u niego w domu – zwykle ja grałem na klawiszach i rzucałem pomysły, a on dorzucał swoje na gramofonach; potem układaliśmy wszystko na sequencerze. Z czasem Feel-X zaczął coraz częściej wyjeżdżać na koncerty, aż w końcu wyprowadził się na dobre, od tamtej pory nic razem nie zrobiliśmy. Aczkolwiek, ostatnio wysłał mi różne stare rzeczy, mam zamiar usiąść i popracować nad nimi w niedługiej przyszłości.
Makul: Z chłopakami z Mad Crew znamy się w zasadzie od czasów podstawówki. Co do wspólnych projektów - na przestrzeni lat powstało kilka rzeczy, niestety w większości są to kawałki niedokończone. Zanim Feel-X wyprowadził się z Końskich co jakiś czas urządzaliśmy sobie nocne sesje nagraniowe u niego w domu – zwykle ja grałem na klawiszach i rzucałem pomysły, a on dorzucał swoje na gramofonach; potem układaliśmy wszystko na sequencerze. Z czasem Feel-X zaczął coraz częściej wyjeżdżać na koncerty, aż w końcu wyprowadził się na dobre, od tamtej pory nic razem nie zrobiliśmy. Aczkolwiek, ostatnio wysłał mi różne stare rzeczy, mam zamiar usiąść i popracować nad nimi w niedługiej przyszłości.
Kolaboracja z Bartem przy kawałku „Te Melodie…” nie była w zasadzie niczym niezwykłym, jako że wtedy bardzo często współpracowaliśmy. Kilka pierwszych mixtape'ów Barta powstało u mnie w domu (zrobiłem między innymi dwa bity na jego mixtape „Świat w moich oczach”), podobnie jak i skrecze do różnych kawałków (między innymi „Bezpośrednio” dAba). Kiedy DJ Trakmajster zaproponował Bartkowi zrobienie kawałka, to ten automatycznie wpadł do mnie i zaczęliśmy dłubać. Z Bartem utrzymuję cały czas bliski kontakt i jest sporo wspólnych produkcji, które mamy zamiar dokończyć i na pewno w jakiś sposób ujrzą one światło dzienne.
Moka-T, brałeś udział w wielu undergroundowych projektach, m.in. W Łodzi, Radomiu, Skarżysku, Kielcach I Końskich. Jak wygląda obecnie scena w Skarżysku-Kamienna, skąd pochodzisz, na tle pozostałych miast, z którymi poprzez gościnne występy byłeś pośrednio związany.
moka-T: Jeśli chodzi o lokalną scenę – na pewno nie można narzekać na brak MC's i beatmaker’ów. Jednak poziom jest zróżnicowany, od szkoda gadać po naprawdę dobre produkcje. Jest dwóch ciekawych graczy na wolnym (Kawon i Tołt) oraz 2 ciekawych beatmaker’ów Vaust i Xeyos (który na dziś dzień zalewa bitami nasze miasto), Herodsky (człowiek 1000styli i skocznych mixtape’ów aka jak zerwać parkiet hehe) oraz składy jak BIP, WSF, BEZ BEKI i inne. Wchodząc na mój Myspace zobaczysz większość lokalnego podziemia wśród „najlepszych znajomych” – (dla ciekawskich tudzież zainteresowanych). Na tle pozostałych miast – myślę, że z tym jest jak wszędzie – są jednostki, z którymi nagrywa się ze względu na skillsy, a z innymi bo masz do nich szacunek czy łączy was przyjaźń. Mówiąc o scenie hip-hopowej, na pewno nie chciałbym pominąć writerów (crews : USP, LR, TGF oraz solowych wyjadaczy) - bo ten element jest naprawdę dobry. Co do DJów – DJ Ramone (Skarland - mad crew), DJ Pivko aka Okvip (Skarland/Częstochowa – 1ce), Frak2 (Skarland/WWA – usp crew) oraz Simon (Skarland) – także zaplecze jest, ale większość chłopaków mieszka na stałe poza Skarżyskiem i można ich usłyszeć na domowych sesjach, bądź tam gdzie są obecnie.
„PoJAZZd jednośladowy/wylananabitykawa” zaskoczył nie jednego polskiego słuchacza, gdyż otrzymaliśmy dwa porządne, utrzymane na dobrym poziomie utwory od duetu, który początek swojej działalności ogłosił kilka miesięcy temu. Jak długo trwało nagrywanie materiału na Wasz pierwszy singiel?
moka-T: Długo i krótko - jeśli ktoś posiada warunki 24h/7 dni w tygodniu to taki singiel zrobiłby w kilka tygodni. Nam zajęło to około roku od pomysłu po puszczenie w obieg.
Makul: Rok czasu to na pewno bardzo długo jak na stworzenie singla, ale tak jak powiedział moka-T – bardzo rzadko był czas, żeby wspólnie usiąść do pracy. Poza tym w czasie tworzenia kawałków na singiel powstało dość sporo pomysłów na następne projekty, także nie byliśmy cały czas skupieni tylko na robieniu poJAZZdu. Do końca też nie byliśmy pewni który kawałek pójdzie na b-side – ostatecznie zwyciężyła walananabitykawa.
Ile czasu zajęło Wam znalezienie tłoczni winylowej, z której warunków byliście zadowoleni. Dlaczego wybór padł na londyńską Curved Pressings?
moka-T: Znalezienie tłoczni (czytaj: liczba mnoga) nie zajęło nam wiele czasu, jednak sam wybór sprawił nam już problem. Wiele się mówi na temat tłoczni w Czechach, Niemczech i tych z wysp. Nam akurat pomógł znajomy, który tłoczył swój materiał w Londynie i po jego relacji stwierdziliśmy, że warto spróbować właśnie tam. Wyboru dokonaliśmy w połowie realizacji materiału na wosk i po konsultacjach z ludźmi z Curved Pressings.
Doskonale wiadomo jaka sytuacja panuje w Polsce jeśli chodzi o winylowe wydania hip hopowych 12” i LP’s. Większość albumów nigdy nie zostaje wypuszczona na wosku. Natomiast wy jesteście w opozycji do tego stanu rzeczy i „PoJAZZd jednośladowy/wylananabitykawa” ukazał się tylko na 12” i jest Waszym oficjalnym debiutem! Czy od początku w grę wchodziło jedynie wydanie singli na winylu?
Makul: Sytuacja przedstawiała się tak, że na początku nie było planu na wspólny projekt – miało to być po prostu demo moka-Ta na CD z moimi bitami. Szybko jednak stało się jasne, że nadajemy na tych samych falach i jesteśmy w stanie stworzyć razem ciekawe rzeczy. Wtedy też automatycznie pojawił się pomysł wydania materiału na winylu – uznaliśmy, że jesteśmy już na tyle dojrzali twórczo, że materiał będzie godzien tegoż nośnika. Oczywiście zajęło nam to dość długo, bo trzeba było zebrać niemałą kasę – i jak wspomniałem wcześniej – znaleźć czas.
Czy jesteście zadowoleni i usatysfakcjonowani także pod względem finansowym z odbioru 12”? Czy polscy słuchacze są przygotowani na wykonawców wydających płyty przede wszystkim na winylu? Czy na dłuższą metę opłaca się wypuszczać na rynek nagrania na własny koszt bez wsparcia sponsorów czy firm dystrybucyjnych?
moka-T: Jak dotąd, często zderzamy się z komentarzami typu „kupiłbym bo kozak, ale nie mam gramofonu” – odpowiadam, że zwykły dek na allegro można kupić taniej niż np. LP Gangstarr. Czy się opłaca – na pewno, jeśli mówimy o bogaceniu się w dobre słowo, od tych którzy piszą – „czekam na następną”. Od strony finansowej – przy tych kosztach wydania płyty – za jakieś 50 może 53 lata, będę mógł pozwolić sobie na kupno np. Passata z 2008 roku , czy pojechać na wakacje do Łeby na 2 tygodnie all inclusive.
Makul: Póki co to trochę za wcześnie, żeby mówić o satysfakcji czy zadowoleniu pod względem finansowym, bo płyta jest w obiegu zaledwie od miesiąca. Tak jak powiedział moka-T, satysfakcja „niematerialna” jest ogromna zarówno pod względem samej świadomości posiadania własnego wydawnictwa na winylu jak i pod względem bardzo pozytywnego odbioru przez słuchaczy. Moim zdaniem jak ten rozmiar promocji (czyli żaden – jedynie rozsyłanie info na Myspace) to sprzedaje się całkiem dobrze. Odpowiadając na Twoje pytanie – czy opłaca się wydawać płyty tylko na winylu – finansowo? Moim zdaniem nie. Rozmawiałem nawet ostatnio na ten temat z Lulkiem (Roszja i Lu), który tylko potwierdził moje słowa – wydając tylko na winylu możliwości promocyjne są mniej niż ubogie. Co innego jeśli wydajesz winyl równolegle CD, wówczas CD można rozesłać po różnych miejscach; winylem ludzie od promocji raczej nie są niestety zainteresowani.
moka-T: Jeśli chodzi o mnie, to na pewno tęsknię, zwłaszcza za bębnami i różnorodnością stylów, których w latach 90-tych nie brakowało. Dziś, nie jestem w stanie wymienić zbyt wielu płyt czy artystów (po 2001 roku), którzy wryli mi się w pamięć. Z tego okresu po 2000, jaram się płytami PUTS , Dilated Peoples, Atmosphere lub DJ Static & Nat Ill. Natomiast lata 90-te to czysta klasyka, którą przynajmniej powinno się prześledzić. Tu z Makulem mamy bardzo podobne zdanie na temat bitów, flow oraz MC's czy ekip, które po 20 latach nadal przykuwają uszy do kolumn. Z czystej esencji warto czerpać wzorce.
Makul: Z mojego punktu widzenia, a więc okiem producenta, jak najbardziej wolałem brudne breaki od plastikowych brzmień, które dziś królują. Wiem, że wielu ludzi zarzuca nam, że „odgrzewamy stare pomysły”, ale moim zdaniem muzyka rap ma sprawiać, że mimowolnie kiwamy głową. Tak na mnie działały kawałki z lat 90, dzisiaj jak słyszę to co na topie to jakoś nie kiwa mi się głowa. Ja w swoich produkcjach zawsze bardzo dużo uwagi poświęcam perkusji, staram się zawsze, żeby brzmiała jak brudny loop (z różnym skutkiem). Bardzo wiele produkcji dzisiaj kuleje ze względu na nędzne bębny, mimo, że sample bywają fajnie pocięte. Druga rzecz to flow. MC's jakoś struchleli przez ostatnie czasy, przynajmniej tak mi się wydaje. Weź takiego Buckshota i porównaj jego flow z „Enta Da Stage” z tym co zrobił na swojej solowej płycie z 1999 ”The BDI Thug”. Aż się wierzyć nie chce, że to ten sam MC. Na szczęście w undergroundzie pojawia się dość sporo MC's, którzy mają naprawdę konkretne flow. Dodam jeszcze, że w Polsce najbardziej podoba mi się flow chłopaków z Afrontu.
Jedynymi gośćmi na Waszej 12” są DJ Eprom i Student A. Jestem ciekaw jak doszło do współpracy z uważanym przez wielu jednym z najlepszych polskich turntablistów. Czy moglibyście przybliżyć słuchaczom jak do tego doszło oraz przedstawić Studenta A, który szerzej pozostaje nieznany.
moka-T: Jeśli chodzi o DJ Eproma – wymieniliśmy kilka maili, podesłaliśmy propozycje bitów, między innymi te, które chcieliśmy umieścić na 12-tce. Później jeszcze rozmowa telefoniczna w kwestii dogadania szczegółów i gotowe. Na pewno jesteśmy zadowoleni z jego wkładu w ten singiel.
moka-T: Jeśli chodzi o DJ Eproma – wymieniliśmy kilka maili, podesłaliśmy propozycje bitów, między innymi te, które chcieliśmy umieścić na 12-tce. Później jeszcze rozmowa telefoniczna w kwestii dogadania szczegółów i gotowe. Na pewno jesteśmy zadowoleni z jego wkładu w ten singiel.
Makul: Co do Studenta A czyli Marka Pędziwiatra to poznałem go mniej więcej 9 lat temu na jakimś czacie hip-hopowym. Był czas, kiedy hip-hop nie był jeszcze tak popularny i na czaty wchodzili w większości naprawdę interesujący ludzie. Marek był właśnie jednym z nich; od razu przypadliśmy sobie wtedy do gustu z racji tego, że obaj posiadaliśmy dość dużą wiedzę na temat hip-hopu i mieliśmy podobny gust. Zrobiliśmy nawet wtedy jeden kawałek na wspólnym bicie, z moimi skreczami i rymami Marka. Jak na tamte czasy był całkiem przyzwoity.
Student A być może nie jest szerzej znany w środowisku hip-hopowym, ale wśród twórców muzyki jazzowej jest na pewno rozpoznawany (m.in. zdobył III nagrodę w V Edycji Konkursu Kompozytorskiego im. Krzysztofa Komedy). Ma także swoje hip hopowe crew (A.B.C.D. Crew). Zawsze się zastanawiałem jak to jest, że tak mało osób o nich wie, bo robią naprawdę kozackie rzeczy. Polecam wszystkim, sprawdźcie http://www.myspace.com/marekpedziwiatr
Czy otrzymaliście propozycje dystrybucji 12” od sklepów winylowych? Jakie macie zdanie o polskich sprzedawcach winyli?
Makul: W pewnym sensie otrzymaliśmy, to znaczy – to my napisaliśmy do sklepów niedługo po tym jak płyta wyszła. Trudno było oczekiwać, żeby wiedzieli o naszym przedsięwzięciu. Odzew ze sklepów był generalnie bardzo dobry – zwłaszcza www.dustydiggers.pl, www.sideone.pl, www.waxbox.pl i www.rezerwatwinyli.pl. Otrzymaliśmy bardzo pochlebne opinie od ich właścicieli i byli bardzo zainteresowani dystrybucją. Goście są bardzo mili i otwarci na współpracę, co nas bardzo cieszy. Mamy nadzieję, że klienci też się spiszą.
Słuchając Waszych utworów da się wyłapać, że żyjecie nie tylko hip hopem. W takim razie, który pozostały gatunek oraz artyści są Wam najbliżsi?
moka-T: Jeśli chodzi o mnie, staram się nie ograniczać do samego hip hopu. Uwielbiam spędzać czas przy jazzie, funku czy muzyce z lat 80-tych. Jak zaczniemy z Makulem wymieniać artystów to zabraknie nam miejsca na resztę pytań i odpowiedzi.
Makul: Ze mną jest podobnie, mam bardzo rozległy gust muzyczny. Szczerze mówiąc, to hip-hopu słucham dość rzadko; jestem fanatykiem muzyki filmowej oraz soundtracków z gier komputerowych (kawałki ze sceny 8-bitowej), muzy folkowej, new age, chilloutu, jazzu, acid jazzu, drum’n’bassu & jungle, trip-hopu, reggae, funku oraz lat 80-tych (wszystkie syntetyki z tego okresu). Jeśli chodzi o hip-hop to moim odwiecznym i niedoścignionym wzorem jest – tutaj chyba nikogo nie zaskoczę - DJ Premier. Dalej to oczywiście nieocenieni DITC czy Beatminerz, Coldcut, Jazzanova, Pete Rock, Madlib, J Dilla czy DJ Shadow – długo by wymieniać. Za największego geniusza muzycznego naszych czasów uważam Vangelisa; w jakiś sposób jego muzyka na pewno wpływa na moje podkłady mimo, że to zupełnie inny gatunek.
moka-T: To pytanie skierowane raczej do Pawła :) Powiem jedynie, że rzadko słyszy się coś, co szczególnie zostaje w głowie i masz zamiar to włączyć jeszcze kolejne 1000 razy. Dzisiejsza „moda” na plastikowe brzmienia chyba jest również winą samych MC's. Dość często znajomi producenci podsyłają mi ich projekty delikatnie jadące poliestrem. Pytani dlaczego takie brzmienia wybrali, odpowiadają że dość często MC's pytają o właśnie takie bity. Ale ale ale, nie trzeba szukać daleko świeżych i pachnących true school'em brzmień, bo w Polsce mamy minimum kilkunastu genialnych beatmakerów.
Makul: Dokładnie. Polscy podziemni beatmakerzy prezentują całkiem wysoki poziom. Zaś jeśli chodzi o europejskich producentów to DJ Wich mimo, że nagrywa ze znanymi artystami, to jego brzmienie do mnie osobiście nie przemawia; Koolade – owszem. Moje zdanie jest takie, że najważniejsza rzecz to mieć własny styl. Osobiście nie słucham np. The Neptunes czy Timbalanda, ale należy im się szacunek za to, że wypracowali własne – jedyne w swoim rodzaju – brzmienie, podobnie jak wcześniej uczynili to Premier, Pete Rock czy Dr. Dre. Moim zdaniem to jest właśnie największa sztuka i talent, stworzyć coś własnego i nowego co sprawi, że każdy po usłyszeniu paru taktów będzie w stanie stwierdzić czyja to produkcja.
Jak według Was wygląda kondycja undergroundowej sceny w Polsce? W dzisiejszych czasach wielu wykonawców, także tych, którzy są od dawna rozpoznawani w całym kraju, bierze sprawy w swoje ręce i przygotowuje swoje projekty samodzielnie. Czy jest to dobra droga, ponieważ wiadomo jak wiele czasu pochłania promocja i wszelkie pozostałe sprawy związane z wydawaniem albumów.
moka-T: Hmm, kondycja nie jest najgorsza, biorąc pod uwagę „ilość”. Wystarczy spojrzeć na Myspace, gdzie jest tysiące ekip i wolnych strzelców z PL. Niektórzy MC's wydali już więcej EPek niż ja puściłem swoich kawałków. Sugerując się poziomem - jest różnie, ale to słuchacz decyduje do jakiego grona zaliczyć np. nas – do grona tych fajnych czy mniej fajnych;) i zależy jaki słuchacz dotrze do tych produkcji, słuchacz, który słucha i słyszy, czy taki, który tylko słucha.
Ci wykonawcy, którzy są rozpoznawani, mają zazwyczaj stałych odbiorców. Wydaje mi się, że to na nich właśnie, dany artysta liczy wybierając drogę promocji na własną rękę. My skupiliśmy się na poczcie pantoflowej, bo jednak jest coś w tym „...” jak to nawinął MES „tu możesz mieć problem jak nie jesteś czyimś ziomkiem”
Makul: Szczerze mówiąc, to kiedy zacząłem szperać po Myspace to byłem w szoku, że mamy tak wielu dobrych beatmakerów w podziemiu. Wydaje mi się, że z ciekawymi MC's jest trochę gorzej – ale to może być bardzo subiektywna opinia, ja patrzę bardziej na bity jako beatmaker. Co mnie cieszy to fakt, że ludzie zaczynają ze sobą współpracować, jest sporo kolaboracji nie tylko „standardowych” typu reggae-hip hop, ale pojawiają się rzeczy chilloutowe czy trip-hopowe z rymami. Bardzo podoba mi się oryginalność u Roszja i Lu (a poza tym fakt, że wypuścili to na wosku mówi sam za siebie). Natomiast kolejna negatywna kwestia odnośnie naszego rodzimego podziemia to to, że ludzie za wcześnie „pchają się”, żeby ich usłyszano. Goście, którzy o hip hopie usłyszeli rok czy dwa temu wypuszczają EPki czy nawet LP, których poziom jest czasami żenujący. Jasne, nie ma nic złego w pokazaniu znajomym swoich rzeczy, ale trąbienie o tym na prawo i lewo kiedy dopiero co zaczęło się stawiać pierwsze kroki moim zdaniem mija się z celem. Trzeba mieć pokorę i brać przykład z ludzi typu Freddie Foxxx – 10 lat w undergroundzie zanim wydał płytę. Nieskromnie mówiąc nawet ja sam siedziałem cicho przez mniej więcej tyle samo zanim się wychyliłem. Prawdziwy artysta musi dojrzewać i nabierać doświadczenia przez lata żeby mieć coś ciekawego i oryginalnego do przekazania.
Makul: Szczerze mówiąc, to kiedy zacząłem szperać po Myspace to byłem w szoku, że mamy tak wielu dobrych beatmakerów w podziemiu. Wydaje mi się, że z ciekawymi MC's jest trochę gorzej – ale to może być bardzo subiektywna opinia, ja patrzę bardziej na bity jako beatmaker. Co mnie cieszy to fakt, że ludzie zaczynają ze sobą współpracować, jest sporo kolaboracji nie tylko „standardowych” typu reggae-hip hop, ale pojawiają się rzeczy chilloutowe czy trip-hopowe z rymami. Bardzo podoba mi się oryginalność u Roszja i Lu (a poza tym fakt, że wypuścili to na wosku mówi sam za siebie). Natomiast kolejna negatywna kwestia odnośnie naszego rodzimego podziemia to to, że ludzie za wcześnie „pchają się”, żeby ich usłyszano. Goście, którzy o hip hopie usłyszeli rok czy dwa temu wypuszczają EPki czy nawet LP, których poziom jest czasami żenujący. Jasne, nie ma nic złego w pokazaniu znajomym swoich rzeczy, ale trąbienie o tym na prawo i lewo kiedy dopiero co zaczęło się stawiać pierwsze kroki moim zdaniem mija się z celem. Trzeba mieć pokorę i brać przykład z ludzi typu Freddie Foxxx – 10 lat w undergroundzie zanim wydał płytę. Nieskromnie mówiąc nawet ja sam siedziałem cicho przez mniej więcej tyle samo zanim się wychyliłem. Prawdziwy artysta musi dojrzewać i nabierać doświadczenia przez lata żeby mieć coś ciekawego i oryginalnego do przekazania.
W zeszłym roku byliśmy świadkami dużego spadku sprzedaży płyt zarówno w Polsce jak i na całym świecie. W związku z tym, wiele sklepów musiało zakończyć swoją działalność. Czy widzicie przyszłość dla winyli w dobie królowania formatu mp3, który zaczął wypierać także albumy wydawane na CD.
moka-T: MP3 - format złodziej. Patrząc na wyścig technologii i tego jak Internet zdominował, w tym przypadku dostęp do muzyki, można mieć obawy co do sensu wydawania fizycznych nośników. Tu jednak trzeba znowu postawić na słuchacza. Jeśli chodzi o wosk i komuś sprawia radość cały rytuał jaki jest związany z jego odsłuchaniem, to nadal będzie wspierał ten rynek. Sam zbieram winyle, mimo że sprzęt do odsłuchu mam z lat 70-tych :) i nie zamieniłbym tych płyt na żadne gigabajty MP3. Media niestety nie promują kupna płyt, wręcz nakłaniają do zasysania z sieci „wynalazków” (patrz nowa reklama sieci komórkowej). Jadąc autobusem słyszę top-ten RMF FM czy inne schorzenia, z samych dzwonków na telefon – tragedia. Wpajanie ludziom - ściągnij track za 1pln + VAT. Przyszłość to słuchacz i jego podejście do muzyki. Cytując Eldo, jak już pewnie niejeden „KUPUJCIE POLSKIE RAP PŁYTY”!!!
Czego możemy się spodziewać po moka-T i Makulu w przyszłości? Czy macie w planach wydanie kolejnej 12stki lub przygotowanie materiału na EP lub LP?
moka-T: Obecnie rozważamy kilka opcji. Czy będzie to jeszcze jeden singiel, czy EP - nie wiemy. Dużo zależy od możliwości, m.in. dostępu do studia, jak również finansów. Jedyne, co możemy obiecać – to na pewno kolejny wosk.
Dziękuję bardzo za wywiad. Ostatnie słowa dla słuchaczy?
moka-T: Chcielibyśmy przede wszystkim podziękować tym, którzy kupili nasz singiel. W drugiej kolejności wszystkim, którzy wyrazili swoje opinie oraz sugestie na temat naszej działalności. Do usłyszenia przy kolejnej produkcji. Pokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz