środa, 9 grudnia 2009

Relacja z pobytu Roba Swifta w Białymstoku


5 grudnia w ramach IV Międzynarodowego Festiwalu Filmów Krótkometrażowych ŻubrOFFka w białostockim klubie Fama odbyła się impreza Hip Hop Run. Oprócz Roba Swifta wystąpili na niej beatboxerzy z BBC (gościnnie Cira), KZS Crew (gościnnie Kornik), EsDwa, WHSB, DJ Aspirins oraz DJ Czech. Standardową relację z tego wydarzenia kulturalnego zastąpi quasi-sprawozdanie z pobytu Roberta Aguilara nad Wisłą, gdyż wraz z Kiziakiem oraz Franzem byłem odpowiedzialny za opiekę nad nim, co jednak nie ograniczyło się do stricte przybrania postaci tour ridera. Ostatni paragraf będzie dotyczył pewnej innej kwestii związanej z tym wydarzeniem. Lecz o wszystkim po kolei, a przecież jest o czym opowiadać.

Robert Aguilar do tej pory zaledwie raz odwiedził Polskę i prawdę mówiąc, nie mógł się doczekać wizyty w Białymstoku. W trakcie wymieniania z nim wiadomości przez internet wydawał się być bardzo sympatyczną, pogodną i otwartą osobą, która pomimo 40 lat na karku nadal żyje hip hopem i uwielbia grać imprezy nawet w najdalszych zakątkach na świecie. Wyobrażenia te całkowicie pokryły się z rzeczywistością, o czym z miejsca przekonałem się wraz z Krzysiem i Arturem. Zgadnijcie co pierwsze Rob Swift zrobił po odebraniu go z Okęcia? Zadzwonił do swojej mamy i dziewczyny aby powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Słodkie. Co prawda, Robert był zmęczony lotem lecz swobodnie mogliśmy z nim porozmawiać dosłownie o wszystkim. Przy okazji pojawiły się okazje do żartów i anegdot i tak pokrótce otrzymałem przydomek "Polish Prodigy" a Franz "Polish Twin Gambino".

Naszym głównym celem było zaopiekowanie się Robem w jak najlepszy sposób i udowodnienie, iż nie przyleciał tylko żeby zagrać DJ set na imprezie, ale również spędzić pozostały czas z osobami, które będą go traktować najlepiej jak tylko umieją. Robert został uprzednio uświadomiony przeze mnie, że zagwarantujemy mu bardzo dobry pobyt w Polsce lecz okazało się, że aż takiego podejścia przez nas do sprawy nie oczekiwał. Bardzo miło zrobiło się mu się również podczas spotkania w skateshopie Free-Way, gdzie czekał na niego stół zastawiony tradycyjnymi polskimi potrawami i znajomi, którzy specjalnie dla niego pofatygowali się aby odwiedzić ten sklep na ulicy Malmeda. Trzeba przyznać, iż Rob był wiecznie głodny i z wielką chęcią pałaszował dosłownie wszystko, co miał pod ręką. Lecz i tak najbardziej mu smakowała szarlotka (słowa uznania dla Eweliny).

Największa nobilitacja? Poczułem się bardzo dowartościowany, gdy Rob Swift powiedział mi, że jestem jedyną przyczyną, dla której przyleciał do Polski. Niesamowita jest także dedykacja jaką otrzymałem od niego na wkładce z The Ablist LP. Piękne pamiątki. W zamian podarowałem mu kilka pamiątek związanych z naszym miastem, z których również bardzo ucieszył się. Winyl jaki otrzymał ode mnie i Szymka na pewno zagości nie raz na imprezach granych przez niego, a płyta CD Noona Pewne Sekwencje podarowana przez Kiziaka w jego odtwarzaczu.

Meeting we Free-Wayu miał swojski charakter. Nie spodziewałem się tylko tak niewielkiego grona znajomych, którzy przybyli do sklepu. Doprawdy zaskakujące, ponieważ o spotkaniu było wiadomo kilka tygodni przed 5 grudnia. Z drugiej strony, nie wypadło to najgorzej, bo czasem przecież lepiej spędzić czas w kameralnym gronie (większość uczestników meetingu znajdziecie na familijnej fotografii u góry).

Doskonale wiedziałem, czego można było spodziewać się po występie Roba Swifta na Hip Hop Run. Jednak 90% publiczności obecnej tego wieczoru w klubie Fama w ogóle nie miała pojęcia co konkretnie zaserwuje członek X-Menów. Po jednej z ostatnich rutyn Roba usłyszałem od zachrypniętego Bambosia najwłaściwsze podsumowanie wszystkich turntablistycznych popisów tego DJ-a - "teraz po tym, to możemy umierać". Nic dodać, nic ująć. Zawody DJ-skie jak i showcase'y największych sztukmistrzów maja to do siebie, że nie sposób opisać tego, co tam się działo a najlepiej obrazują je właśnie stwierdzenia tego typu. Oprócz kilku starych ale doskonałych rutyn X-Menów, Robert Aguilar zaprezentował całą gamę swoich możliwości, począwszy od wszystkich technik scratchu, a kończąc na backspinach i body tricksach. Z ogromną przyejemnością obejrzę zapis jego występu z Famy, który został zachowany dzięki Wojtkowi Gontarowi i Tomkowi Kuczyńskiemu. Rob Swift był zadowolony z końcowego efektu swojego pobytu w Polsce i w tym miejscu chciałbym przekazać serdeczne pozdrowienia od niego wszystkim osobom, które miał okazję poznać w ubiegły weekend!

W tym miejscu  chciałbym serdecznie podziękować Maćkowi Rantowi i Krzyśkowi Sienkiewiczowi z Dyskusyjnego Klubu Filmowego "GAG", Tomkowi Kuczyńskiemu oraz Białostockiemu Ośrodkowi Kultury za zrealizowanie imprezy Hip Hop Run; Lukiemu, Kostonowi i Bambosiowi (szacunek za pyszne gołąbki) za doskonałe przygotowanie spotkania we Free-Wayu i wszystkim osobom obecnym w tym miejscu; Krzyśkowi Kiziewiczowi i Arturowi Broniszewskiemu za wspólną opiekę nad Robem Swiftem i Ewelinie - za wszystko.


Pora na drugą stronę medalu. Kilka miesięcy temu podczas rozmowy z Franzem poruszyliśmy temat ewentualnego występu w Białymstoku Roba Swifta. Zastanawialiśmy się, czy białostoczanie w chwili, gdy będzie już ustalony termin wizyty Roberta Aguilara w naszym mieście, podejdą do tego z należytym szacunkiem i otwarcie przyjmą na Podlasiu członka The X-ecutioners i ILL INSANITY. Zakładaliśmy, iż z tym różnie może być, gdyż w stolicy województwa podlaskiego nie było do tej pory artysty hip hopowego kalibru Roba Swifta, co niosło ze sobą różnego rodzaju wady i zalety. Jak się okazało kompletnym brakiem szacunku dla całej imprezy i pana Aguilara wykazało się mnóstwo osób z tzw. białostockiego środowiska hip hopowego. Bo jak inaczej wytłumaczyć wszystkie poniższe fakty. Na imprezie z ekipy Freakish Style było obecnych (sic!) dwoje bboyi (Matius tańczysz jeszcze?) - Franz i Dziki. Widocznie reszta uznała, że Rob Swift jest w ogóle nierozpoznawalnym i niewartym zachodu DJ-em. WHSB również pojawiło się w okrojonym składzie lecz przynajmniej widać było, że ta impreza nie jest im obojętna. Białostoccy raperzy? Poza występującymi Cirsonem, Kornikiem i KZS Crew nikogo więcej nie widziałem. Ale rzeczywiście, zupełnie zapomniałem o tym, iż wszyscy pozostali są w stanie zauważyć tylko czubki własnych butów i na hasło "Rob Swift" reagują zupełnym brakiem zainteresowania. Kolejne brawa należą się DJ-om z naszego miasta, których oczywiście także nie było w Famie poza Auricomem, Frankxem (nie mam pojęcia czy dalej zajmuje się DJ-ingiem) i tymi, którzy występowali (Shum, EsDwa). Na zdrowy rozum każdy kto chełpi się mianem "DJ-a" powinien stać w pierwszym rzędzie podczas showu Swifta i podziwiać jego występ, bo nigdy nie osiągnie takiego poziomu jak on. Zapomniałbym o Fejmie i Bejbim, którzy pojawili się pod koniec show Roba przy okazji wprowadzając niemile widzianych gości na tym evencie, którzy o mały włos nie doprowadzili do pięknego zakończenia Hip Hop Run. Pozostali pewnie uważają, iż pan Aguilar jest nikim ważnym i mają skillsy i doświadczenie kilka razy większe od niego. Writerzy? Licznie przybyli w sile sztuk liczących kilka osób. Doprawdy imponujące. Gdzie się podziali wszyscy freestyle'owcy, którzy jeszcze do niedawna czynnie brali udział w ustawkach organizowanych w klubie Loft? Fenix i Sosen to nie są wszyscy. Podobnie sprawa tyczy się wielu osób, które niby są związane z hip hopem tym mieście lecz jakimś dziwnym trafem nie byli obecni na imprezie z udziałem jednego z najlepszych DJ-i na świecie. Białystok w idealny sposób pokazał jak bardzo jest hip hopowy i oddaje szacunek dla wielkich osobistości związanych z ta kulturą. Ile osób 5 grudnia wiedziało kim jest właściwie Rob Swift? Daj Boże, żeby to było 50-70 osób. Jak do tego dodamy fakt, że w sobotni wieczór w Famie było obecnych mnóstwo przypadkowych osób, którzy przyszli głównie dlatego, bo na plakacie zauważyli ciemnoskórego faceta pochodzącego z USA, to otrzymamy pełny całokształt wyglądu tego gigu. Wiadomo - w naszym mieście występ jakiegokolwiek artysty ze Stanów Zjednoczonych to rarytas, więc jeżeli dostrzeżemy kogoś zza Wielkiej Wody na flyerze, to musimy się tam pojawić. Często słychać pojękiwania "w Białymstoku ciągle to samo, nic ciekawego się nie dzieje, znowu po raz 386 przyjeżdża do nas Peja, Ostry, ile można, chciał(a)bym czegoś nowego". Jak przychodzi co do czego i pojawia się okazja do uczestniczenia w zacnym evencie okazuje się, że 20 zł za bilet wstępu na imprezę to zbyt duży wydatek lub jak nie zjazd na uczelni, to kolacja u babci, chora noga czy "zapomniałe(a)m". Over The Top i Hip Hop Run w koronny sposób pokazały szacunek i zainteresowanie białostoczan eventami hip hopowymi. W każdej chwili można byłoby zaprosić do Białegostoku pełno rozmaitej maści artystów, od DJ Hondy, Reksa, Termanologiy'iego przez Percee P, DJ Vadima, DJ Revolutiona a kończąc na Crown City Rockers, czy KRS-One. Tylko jaki sens w tym? Aby znowu była powtórka z rozrywki? Chyba, że nagle wszystko się zmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i nastaną złote czasy dla imprez w stolicy podlaskiego. Notabene, czy ktokolwiek jeszcze twierdzi, że w naszym mieście istnieje "scena hip hopowa"?

7 komentarzy:

djshum pisze...

sorry, ale na bibie byl bejbi i fejm, z czego marek dostal dvd z dedykacja od swifta, wiec nastepnym razem radze sie bardziej rozgladac;)

Witalij pisze...

Przecież wymieniłem ich :)

Anonymous pisze...

"Kiedy mówią, że zbliża się koniec świata, chcą sprzedawać płatki śniadaniowe. Ale kiedy mówią, że nie ma powodu do paniki, sprawa jest poważna." taka mała analogia delikatna porównując ten artykuł, z gronowym tematem ripostującym. Fakt faktem... Może nie sztorm stulecia, ale burza rozpętana. Pozdrawiam

Matius pisze...

Nie, nie tańcze. Powinienem kogoś za to przeprosić ?

Witalij pisze...

Po prosty nie byłem pewien czy tańczysz, a jesteś związany z Freakish Style, więc stąd takie pytanie.

Anonymous pisze...

czy Matius w ostatnim czasie pojawiał się jako tancerz na imprezach gdzie występowali Fahsy? Od dawna wiadomo że już nie tańczy więc czego tu nie być pewnym? Dobrze że Cirson złapał za majka, bo skoro był, a by nie złapał to pewnie pojawiłoby się pytanie : "Cirson rapujesz jeszcze?" żałosne...

Witalij pisze...

Tak, rzeczywiście żałosne, nie można w ogóle w bezpośredni sposób niczego powiedzieć.