czwartek, 2 lipca 2009

Beastie Boys - Bestie Z Końca Świata

Witamy, po niestety kolejnej dłuższej przerwie, która była wynikiem sporej liczby niepomyślnych wydarzeń i zwrotów w moim życiu. Mam nadzieję, iż tym razem wszystko potoczy się chociażby w miarę po mojej myśli i reaktywacja działalności U Call That Love pójdzie zgodnie z planem.

Na początek chciałbym serdecznie zaprosić do lektury przedruku artykułu autorstwa pana Jerzego Seippa, który ukazał się na łamach Magazynu Razem w połowie lat 80.tych ubiegłego stulecia (nie jestem przekonany do końca, w którym dokładnie numerze utwór miał publikację, proszę mi to wybaczyć). Artykuł jest o tyle interesujący, gdyż opowiada o początkach kariery legendarnych Beastie Boys. Jestem pewien, że niejednego z was może on zaskoczyć.

autorem artykułu jest pan Jerzy Seipp


Jest ich trzech, średnia wieku zaledwie 20 lat, ale przez ostatnie cztery miesiące zdołali sterroryzować Amerykę kolosalną karykatura młodzieżowego buntu.


Gdyby wierzyć artykułom prasowym i wypowiedziom niektórych polityków, największym aktualnie zagrożeniem cywilizacji jest amerykańska grupa rockowa BEASTIE BOYS: trzech niedobrych chłopców z dobrych domów. Mając za sobą ciąg zdemolowanych hoteli i potężną rzeszę fanów nie schodzą z pierwszych stron gazet. Czy rzeczywiście jest tak źle?


- Byłem niedawno na przyjęciu i jeden facet gadał jak to Beatlesi zrujnowali zachodnią cywilizację - mówi pani Diamond, mama Mike'a - Słuchałam tego przez chwilę, a potem powiedziałam mu: jeżeli oni cię tak martwią powinieneś posłuchać grupy mojego syna...

Jest ich trzech, średnia wieku zaledwie 20 lat, ale przez ostatnie cztery miesiące zdołali sterroryzować Amerykę kolosalną karykatura młodzieżowego buntu. Wiele osób potraktowało to jednak bardzo poważnie. Na pewno nie dwa miliony fanów, którzy kupili już ich album (pierwsze miejsce wśród najlepiej sprzedawanych płyt w USA), ale ich rodzice i niektórzy ministrowie...Kto dziś pamięta Sex Pistols, ten woła: oto ich młodsi koledzy, czyli Beastie, które chcą porwać naszych milusińskich! "Trzymają się za rozporki na scenie!" - wołają matki. "Gdybym wiedziała, że do tego dojdzie, nie byłabym przeciwna Iron Maiden..." - dodają inni. Beasties są tak niegrzeczni, że brytyjski poseł do parlamentu Peter Bruinvels wołał o zakaz wydania "tej haniebnej, obłąkanej płyty rzuconej na niewinną publiczność".

Oto katalog ich nikczemności: zaczęło się od zakazu zatrzymywania się w hotelach łańcucha "Holiday Inn" z powody "obrócenia wyposażenia pokoju w wióry i trociny". W innym hotelu wybili dziurę w podłodze, ponieważ nie otrzymali łączonych pokoi, o które prosili. "hotel nie dotrzymał obietnicy!" twierdzą Beasties. W Los Angeles zatopili całe piętro, ponieważ eksplodował ich słynny już "trik z prysznicem". Zostali wyrzuceni z macierzystej wytwórni płytowej CBS za rzekomą kradzież kamery wideo: "nie podobał nam się sposób, w jaki nas podglądali". Teledysk ich pierwszego wielkiego przeboju "Fight For Your Right (To Party)" (Walcz o prawo do swojej partii) został zakazany z powodów: 1. "namiętnego obmacywania i całowania", 2. "seksualnie obłąkane kobiety zaciągaja młodego chłopca do łazienki", 3. "uczestnicy przyjęcia zostają pobici". Ale chyba nie jest tak źle, skoro możemy przeglądać go w "Przebojach Dwójki".

Występ w telewizji brytyjskiej został odwołany, ponieważ "15-minutowy wywiad zawierał 216 nieprzyzwoitości". Dałoby to imponującą średnią jedna co cztery sekundy, Ich aktualny show, z którym przyjechali do Europy też jest określany jako "sprośny". W kulminacyjnym momencie z czarnej skrzyni wyrasta wielki, różowy fallus. Gazeta "Star" twierdzi, że 6-metrowy, chociaż "Today" doliczyło się 6,5 metra. Bez względu na rację trudno nie nazwać tego hydraulicznego instrumentu imponującym... Cytując dalej "Today": "jeden z muzyków wyszedł na scenę z członkiem na wierzchu". (Aż chciałoby się zapytać gdzie byli przedstawiciele pewnej organizacji młodzieżowej oraz kto się od tego "odciął"...). Jest to jednak o tyle interesujące, że podczas koncertów Beasties muzyków na scenie... nie ma! Rozbieżność ta oczywiście nie zmyliła Mary Whitehouse, słynnej angielskiej obrończyni moralności: "W zeszłym tygodniu w Ameryce nie bano się powołać oddziału komandosów w pełnym uzbrojeniu bojowym aby nie dopuścić do ich koncertu. Mam nadzieję, że tak też stanie się u nas!". Można jeszcze tylko dodać nieustanne pozwy sądowe, które jednak kończyły się różnie.

Wielka kariera BEASTIE BOYS zaczęła się od tras z Madonną, z którą występowali jako tzw. grupa wspomagająca. Wielokrotnie publiczność nie chciała ich puścić ze sceny. Adam zwany MCA mówi o słuchaczach ich koncertów: "Jeżeli nie wyjdą zadowoleni, mogą wyjść wściekli, ale na pewno nie wyjdą zastanawiając się, czy ktoś w ogóle występował". Ich opinie trudno by uznać za postępowe. MCA: "Oczywiście, że szanuję kobiety. Tak długo jak mają wspaniałe, wielkie piersi". Adrock: "Homoseksualiści? Chce mi się rzygać!". Na pytanie czy kocha swoją dziewczynę: "Nie wydaje mi się".

Pierwotnie ich album miał być zatytułowany "Don't be a faggot" (Nie bądź parówą), ale w CBS powiedziano, że w takim razie albumu nie będzie w ogóle. Michael Jackson, który jest właścicielem praw do piosenki Beatlesów "I'm down", odmówił zezwolenia na wykorzystanie jej przez Beasties po usłyszeniu ich opracowania. Nie trzeba dodawać, że jest to aktualnie najbardziej poszukiwane pirackie nagranie w Stanach, chociaż równie cenna jest kaseta z wywiadem, w którym ośmieszyli i doprowadzili do płaczu wojowniczą reporterkę Joan Rivers, kiedy okazało się, że nawet nie słyszała ich płyty... No i ostatnia legenda: podobno Mike D. nie żyje od kilku tygodni i zastępuje go sobowtór... (czy to nam czegoś nie przypomina?). Jest to oczywiście zmartwienie fanów. Ich rodziców martwi natomiast, że całe to spustoszenie jest dziełem trzech chłopców z porządnych żydowskich rodzin z przyzwoitych dzielnic Manhattanu i Brooklynu! Albo świat kompletnie oszalał albo...ktoś chyba nie chwyta prostego dowcipu i to z długą brodą.

Wszystko zaczęło się cztery lata temu, po rozwiązaniu grupy punkowej THE YOUNG & USELESS (Młodzi i Bezużyteczni). Frontmanami w tej grupie byli Mike D. (Mike Diamond) i MCA (Adam Yauch). Do nich przystąpił Adrock (Adam Horovitz) i rozpoczęli współpracę z discjockeyem Rick'iem Rubin'em. Właśnie Rubin jako producent i współautor "wynalazł" im stronę muzyczną miksując tematy i riffy z różnych płyt - głównie LED ZEPPELIN, AC/DC czy AEROSMITH - chłopcy ożywili przydługie deklamacje ujmując je w formy 3-4 minutowych piosenek i tak powstał jedyny w swoim rodzaju rockowy show lat 80.: w głębi sceny za konsoletą discjockey puszcza taśmy z muzycznymi college'ami, a przed nim trzech zwariowanych chłopaków śpiewa, deklamuje, krzyczy, skacze, tańczy. Zwierzęcy - ale autentyczni, agresywni - ale też dowcipni. Talent wyładowujący się jak dynamit. I to jest chyba ten sekret, który zdradził Sam Philips myśląc o wizji Presleya: "Jeżeli znajdę białego faceta, który miałby czarne brzmienie i ten czarny feeling, zarobię miliard dolarów". Czarny partner Rubin'a, Russel Simmons: "Fakt, że są biali otwiera przed nimi nieograniczone możliwości, niedostępne dla czarnych kapel". Simmons wie coś o tym: jego brat prowadzi czarną kapelę rap "Run DMC" i mimo podobnych zabiegów od strony muzycznej - ich wielki przebój zeszłego roku "Walk this way" oparty na "białym" riffie gitarowym AEROSMITH'U - nie stworzyli nawet połowy legendy Beasties.

Rubin i Simmons "przygarnęli" BEASTIE BOYS do swojej firmy płytowej DEF JAM w 1984 roku i dzisiaj dyktują twarde warunki w bajecznym kontrakcie dystrybucyjnym z CBS. "Licensed to ill" - bo taki jest tytuł albumu Beasties (zabawna gra słów, językowo wywodząca się z tradycji "superagentów": Licensed to kill oznacza "oficjalnie upoważniony do zabijania". Słowo "ill" zmienia sens na upoważniony do bycia niedobrym? zwariowanym? zbuntowanym?) jest nie tylko kurą znoszącą złote jajka dla DEF JAM. To również najszybciej sprzedawana płyta w całej historii CBS. Mike D.: "Bycie Numerem Jeden oznacza, że nikt inny nim nie jest. Czyli mogą nam teraz naskoczyć na...".

Teskty BEASTIE BOYS nie naciągają politycznych czy społecznych kwestii w stylu większości czarnej muzyki rap. Jest to raczej komiks: dziecinnie agresywny i po chłopięcemu sprośny. To świat amerykańskiego śmietnika deluxe z hamburgerami, czapeczkami baseballowymi, piwem i młodymi dziewczynami w nowofalowanych fryzurach. Ich teksty, tak jak wywiady, są butnie antyspołeczne, antyfeministyczne, przemycające narkotyki i nieskrępowany seks. We wszystkich środkach masowego przekazu odbyła się dyskusja, czy na taki koktajl można udzielić zezwolenia. "Zgodzić się byłoby nieodpowiedzialnością!" grzmią jedni. "Nie zgodzić się to nei zrozumieć dowcipu" próbują zachować rozsądek inni. Młodzież nie brała w tej dyskusji udziału: nikt ich o zdanie nie pytał. Najpierw ze zdumieniem, potem już tylko z rozbawieniem, obserwowali tę ogólnonarodową debatę. "Przecież to tylko kilka piosenek!".

No cóż, najlepiej na tym wyszli Beasties. Musieli dawać dodatkowe koncerty, płyta wędruje na szczyt bestsellerów. Czy staną się znaczącym aktem artystycznym lat osiemdziesiątych, czy tylko robią dużo hałasu? Grupa ośmiesza takie pytanie. I chyba słusznie. Aktualnie zaangażowani są w filmie, który sami finansują, pod jednoznacznym tytułem "Scared stupid" (Zgłupiały ze strachu). A rodzice samych bestii? Adrock (syn znanego noworojoskiego dramaturga Ismaela Horovitza): "Ojciec wolałby, żebyśmy byli raczej jak Beatlesi..."

I ostatnia osobista refleksja: Chłopcy przyjechali do Londynu, zagrali, pojechali, nic groźnego nie wydarzyło się, płyta jest w sklepach, media mają już inne problemy. A ich muzyka przy dzisiejszym - ugrzecznionym rynku płytowym, to jak otworzenie okna w dawno nie wietrzonym pokoju.





Brak komentarzy: