Powoli lecz systematycznie nadrabiam zaległości na U Call That Love. Tym razem przyszła kolej na opublikowanie wywiadu przeprowadzonego z bboyem Siemkiem z białostockiej ekipy Freakish Style, która już za kilka miesięcy będzie obchodziła 10-lecie istnienia. Na początek krótkie przedstawienie rozmówcy:
Bboy Siemek (Ziemowit Bogusławski) - absolwent AWF w Warszawie, nauczyciel wychowania fizycznego oraz instruktor gimnastyki, areobiku, breakdance i lockin.
Jeden z pierwszych tancerzy breakdance w Białymstoku, W 1999 roku współtworzył pierwszą oficjalną grupę breakdance w tym mieście -WHSB -White HillSide Breakers. Obecnie rozwija swoją pasję w grupie Freakish Style Crew - FAHS. Zaangażowanie i umiejętności zaowocowały wieloma nagrodami na turniejach tańca breakdance. Od 2001 roku uczy tańca, a jego uczniowie mają już na koncie osiągnięcia.
To instruktor o wyjątkowym poczuciu humoru, ceni w ludzicach pracowitość i upór w dążeniu do celu. Zawsze czujny i gotowy, by odkryć nowy talent.
Jeden z pierwszych tancerzy breakdance w Białymstoku, W 1999 roku współtworzył pierwszą oficjalną grupę breakdance w tym mieście -WHSB -White HillSide Breakers. Obecnie rozwija swoją pasję w grupie Freakish Style Crew - FAHS. Zaangażowanie i umiejętności zaowocowały wieloma nagrodami na turniejach tańca breakdance. Od 2001 roku uczy tańca, a jego uczniowie mają już na koncie osiągnięcia.
To instruktor o wyjątkowym poczuciu humoru, ceni w ludzicach pracowitość i upór w dążeniu do celu. Zawsze czujny i gotowy, by odkryć nowy talent.
Witam serdecznie. W ostatnich latach kultura hip hopowa mocno podupadła jeśli chodzi o wzajemne przenikanie się jej poszczególnych elementów. Nie tylko w Polsce słychać głosy, że raperzy i producenci nie dostrzegają DJi, bboyi, artystów grafitti i odwrotnie. Jak postrzegasz tę sytuację w Białymstoku jako bboy z długoletnim stażem?
Uważam, że zamykanie się na jakiekolwiek elementy kultury hip hopowej jest błędem i dobrze byłoby podjąć jakieś przedsięwzięcia aby to zmienić. Przede wszystkim należałoby organizować więcej imprez, ale jak wiadomo to są koszty. Gdyby udało się właśnie to zrobić byłoby super, ale pierwszą przeszkodą jest to, że u nas (w Białymstoku – przyp. red.) beatboxerzy, raperzy i bboye w ogóle nie trzymają się razem co jest błędem. Kiedyś było inaczej jak w przypadku cyklu imprez Hip Hop Don't Stop, podczas których wszyscy się spotykali i była jakaś spójność tego wszystkiego. Teraz tego nie ma i trzeba byłoby cokolwiek zrobić w tym kierunku aby to zmienić.
Właśnie jak wspomniałeś kilka lat temu w Białymstoku można było zauważyć zalążek sceny hip hopowej a obecnie jest o to trudno. Oczywiście pojawią się głosy, głównie młodych ludzi, którzy będą twierdzić, że jest inaczej ale nie ma co się oszukiwać – w Białymstoku pod tym względem nie jest kolorowo. Jak uważasz, czy za kilka lat młodzi ludzie, którzy mają teraz pasję i kiedy dojdą do głosu będą potrafili stworzyć scenę hip hopową?
Myślę, że oczywiście tak. Nie chciałbym w tym miejscu nikogo obrazić, ale uważam, że te stare środowisko zajęło się bardziej swoimi osobistymi sprawami i brakuje im chęci, motywacji aby stworzyć coś z młodymi ludźmi, którzy mają zapał do działania. Przykładowo, szykuję coś wielkiego, nie chcę zdradzać na razie co to będzie, ale zamierzam promować przez to młodych ludzi chcących wspólnie tworzyć w danej kulturze i rozwijać swoją pasję.
Jeśli chodzi o scenę, to trzeba pozwolić młodym ludziom, którzy chcą tworzyć i wspierać ich. Należałoby organizować imprezy, gdzie spotykałyby się ze sobą wszystkie elementy, czyli DJing, MC's, bboying, graffiti. Gdyby podczas takiej imprezy spotkało się kilka elementów i powstałyby przyjazne relacje między ludźmi, to by się udało. Problem jest taki, że ludzie muszą sami chcieć, otworzyć się na inne elementy. Przyznaję się, jeśli ktoś mnie pyta o beatboxerów, to owszem kilkoro znam. Jeśli pytają o zespoły hip hopowe, to wymieniłbym raczej te starsze, które pamiętam. Młodsze grupy nie są tak zauważalne, uważam, że są zamknięci. Jeśli chodzi o bboying, to jest WHSB (White HillSide Breakers) i Freakish Style (FAHS). Są młode koty, to trzeba przyznać takie jak moja ekipa OCB, które zaczynają iść w górę. Jeszcze są dzieciaki w innych grupach tak jak Cookies Crew, ekipa Artura „Franza” Broniszewskiego od nas (czyli z Freakish Style – przyp. red.). Jednak jak pytam ludzi o bboying, to odpowiedzą, że jest taka ekipa, podadzą nazwę lecz kto dokładnie tam tańczy – cisza.
Od kilku lat prowadzisz zajęcia poświęcone młodym adeptom bboyingu skupionych we wspomnianej grupie OCB. Czy widać u nich tą pasję, która towarzyszyła Tobie i Twoim przyjaciołom na początku nazwijmy przygody z bboyingiem?
W moim przypadku rozpoczęło się to w ten sposób, że dawno temu w 1996 roku obejrzałem w TV teledysk, w którym tańczyli bboye, Była to bodajże relacja z Battle Of The Year. To było inspiracją, tego nie było, a chciałem robić coś oryginalnego, więc zacząłem tańczyć. Z czasem pojawili się inni ludzie i tak pokrótce w 1999 roku powstało WHSB a rok później Freakish Style. Zaczynało się to powoli kręcić, był wielki boom na bboying i rozpocząłem prowadzić zajęcia. Czasem zdarzało się, że na jednej sali miałem 70-cioro dzieciaków, to była masa ludzi. Ale to bardziej była zajawka dla zajawki u niektórych. Teraz, kiedy mam dziewięcioletni staż samego uczenia, to mogę przyznać, że widzę gdy dzieciak przychodzi i ma wypisane w oczach, że chce, a nie robi to na pokaz. Zauważyłem, że ludzie z tzw. blokowisk czasem mają większe zawzięcie aby coś osiągnąć od tych, który przychodzą do klubu aby potrenować. Nie chcę nikogo urazić, ale często jest tak, że dzieciaki zobaczą jakiś teledysk i będą przychodzić krótko. Zdarzają się też przypadki, gdy u młodych ludzi występuje problem finansowy lecz oni cisną, ponieważ chcą się w tym rozwijać i to jest dobre. Moja grupa, Original Crazy Breakers, to w zasadzie są ulicznicy. Istnieje już cztery lata, i w zasadzie dopiero teraz obudzili się i zaczęli mieć
własną świadomość tego czego chcą w tym tańcu i cały czas cisną. Chcą już zawodów aby pokazać się i potańczyć. To mi się podoba u nich. Widać w ich oczach to „coś”, a u niektórych jest tylko lans.
A propos mody na taniec. Przyczyniły się do tego programy telewizyjne typu „You Can Dance” i dzięki temu Białystok w innych częściach kraju postrzegany jest jako wylęgarnia tanecznych talentów. Czyli mamy potencjał, ale z drugiej strony nawet na ulicach widać lans, co kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia. Jak odniósłbyś się do tej sytuacji?
Uważam, że jest bardzo dużo ludzi, którzy mają potencjał taneczny tylko chodzi o to, aby oni to czuli a nie zostali wytresowani, bo już słyszałem takie opinie. Taniec trzeba czuć. Trzeba mieć odwagę wyjść samemu i zatańczyć w swoim własnym stylu. Zdarza się, że osoba przychodzi na zajęcia, uczy się choreografii a potem nie potrafi wykreować z tego własnego siebie. Tancerz powinien zinterpretować muzykę i przekazać w ten sposób coś od siebie. Na tym to polega. Teraz po tych programach jest lans, lans, lans. Zamiast tańczyć bardziej miziają się rękoma. Przede wszystkim taniec to nie są tylko ruchy rąk i nóg, a tułów. Jest to przejście z pozycji do pozycji. Taniec jest w tułowiu, biodrach. Jeżeli pracują one, to widać, że człowiek to czuje i płynie to z serca a nie tylko macha rękoma jakby odganiał się od much. Teraz jest na to moda, ja tego nie obrażam, ale wspólnie z siostrą, która tańczy dłużej ode mnie stwierdziliśmy, że to jest jak fala – przypływ i odpływ. W 2001 i 2002 roku był ogromny boom na bboying, potem nagle to zniknęło. Obecnie jest moda na różne rodzaje tańca, ale wiem, że za dwa lata już minie. Teraz wszyscy chcą tańczyć lecz tylko ci prawdziwi zostaną przy tym i dopiero za kilka lat będziemy mogli stwierdzić czy mamy talenty. Uważam, że są u nas talenty, ale musimy pomóc im się rozwijać a nie stworzyć maszyny do tańca. Osobiście jak uczę, to pokazuję w ten sposób aby moi uczniowie zrozumieli to i pokochali.
W takim razie, gdy pojawiasz się na zawodach w różnych częściach kraju, to jak ludzie z innych miast odbierają tancerzy z Białegostoku? Czy nadal nasze miasto postrzegane jest przez pryzmat starego WHSB I Freakish Style czy część osób kojarzy głównie postacie znane z kilku edycji „You Can Dance”?
Bboye mają bardzo ciekawe podejście jeśli chodzi o programy tego typu. Po prostu krytykują i ignorują, mają swój świat i reszta ich nie obchodzi. Uważam, że jest to trochę złe, ponieważ wtedy mają klapki na oczach i nie dostrzegają innych stylów tańca, które wypada szanować. Nawiązując do pytania, to starsi bboye z mojej dekady kojarzą Białystok głównie jako WHSB, natomiast młodsi zauważają bardziej Freakish Style, głównie dlatego, że pierwsza ekipa jeździ teraz na zawody jako sędziowie niż uczestnicy, tak jak np. Kruk. Obecni młodych bboyi za bardzo nie obchodzi, kto pojawia się na zawodach, liczy się dla nich wygrana i to jest też błąd. Ja nie jeżdżę na zawody z nastawieniem aby wygrać. Owszem, przygotowuję się do nich, ale uczestniczę w tym głównie po to żeby zmierzyć się sam z sobą. Lubię przebywać na scenie, poczuć tę adrenalinę i występować przed publicznością. To jest dla mnie największa satysfakcja. Najbardziej boli mnie to, że ludzie po tych programach telewizyjnych mówią o Białymstoku „a tam Roofi, Niecik i Fair Play Crew”. Młodzi ludzi jednak w ogóle nie wiedzą, że oni kiedyś też byli bboyami lecz poszli w inną stronę i to trzeba uszanować. Dzięki temu, że w ostatnich latach dużo jeździmy na zawody jako Freakish Style, to zaczynają nas kojarzyć. Natomiast WHSB w oczach osób z innych miast to głównie Kruk, Rogal. Uważam, że w starszych ekipach byli inni ludzie,. Chciałbym przypomnieć ludziom właśnie o tych osobach. Mam na myśli tutaj głównie mojego kumpla Karola Hoduna.
Jaki jest obecnie poziom bboyingu w Polsce? Czy można spiąć się jeszcze o szczebel wyżej? Po ostatnich sukcesach Polaków na imprezach o randze nawet międzynarodowej jak wygrana Funky Masons na zawodach Freestyle Session Europe 2009, pojawiły się głosy, iż właśnie w tej chwili jest najwyższy level bboyingu. Czy zgadzasz się z tą opinią?
Uważam, że nigdy nie można powiedzieć czy jest najwyższy, ponieważ jeżeli ktoś tak mówi, to już spoczął na laurach a nie o to chodzi. W tej chwili mamy grupę, która w ostatnim czasie bardzo wiele osiągnęła, czyli Funky Masons zrzeszająca ludzi z różnych ekip. Taki składak bboyi z kilku miast. W tym miejscu przytoczę słowa Krzyśka Kiziewicza: „ekipa to jest grupa ludzi, którzy razem się trzymają i są z jednego miasta, ekipa to nie jest zlepek ludzi z kilku miast. Zgadzam się z tym, że ekipa powinna mieć swoją własną tożsamość, ale nawet w naszej ekipie czy w WHSB są ludzie z innych miast. Mi się nie podoba to, że grupa składa się z ludzi, którzy przyjeżdżają tylko na zawody, to nie ma klimatu. Jednak dzięki połączeniu najlepszych bboyi z kraju tak jak w przypadku Funky Masons spowodowało to, że osiągnęli oni bardzo dużo także na arenie międzynarodowej jak dojście do ćwierćfinału podczas finału Freestyle Session w Stanach Zjednoczonych. Spowodowało to, że Polacy poszli bardzo w górę. Nawet Alien Ness dwa lata temu stwierdził w swoich rankingach, że Polska jest najlepiej rozwijającym się krajem pod względem bboyingu i jesteśmy jednym z lepszych państw jeśli chodzi o organizację imprez. Oczywiście, można osiągnąć więcej, bo są młode koty, którzy rozwijają się, ale muszą oni rozumieć to, co robią żeby klimat bboyingu był coraz lepszy.
Octagon i Over The Top. Dwie imprezy, z których Białystok jest już znany nie tylko w Polsce lecz także zagranicą, Jak postrzegasz te wydarzenia jako współuczestnik, a z drugiej strony jako widz tej imprezy?
Pokreślę, że ubiegłoroczna edycja Octagonu w Białymstoku była eliminacjami do finału tej imprezy, który odbył się w Szwajcarii. Z naszej ekipy pierwsze miejsce zdobył Sem, a w finale znalazł się drugi nasz reprezentant. Octagon to jest loteria i nie raz bboye, którzy mogli spokojnie wygrać całe zawody odpadali przez potrącenie octagonu, a dobrzy tancerze, którzy byli ostrożni przechodzili dalej. Octagon to jedna z lepszych imprez dla mnie jeśli chodzi o organizację, w świetnym miejscu jakim jest Pałac Branickich. Over The Top jest imprezą, na którą zapraszani są najlepsi bboye z Polski i świata aby sprawdzić się w walkach bez sędziów. Najbardziej podobała mi się pierwsza edycja tej imprezy, ze względu na battle pomiędzy Huherem a Kleju. Walczyli prawie pół godziny, a Huher niemal padł ze zmęczenia. Pokazuje to prawdziwy bboying. Pozostałe edycje, to nie było to samo. Bboye pokazywali po pięć setów i koniec. Dobrą walką z 2008 roku była pomiędzy bboyem Yanem a Mennohem, a niektórzy z zaproszonych uczestników imprezy wykonali jedynie po cztery - pięć setów i tyle.
Wiele osób najlepiej zapamiętało Over The Top z 2007 roku ze względu na battle pomiędzy Machinem i Atą. Pierwszy zrobił popisowy show lecz niektórzy za zwycięzcę tego pojedynku uznali Fina. Jakie jest Twoje zdanie?
Wyraźnie było widać, że jeden i drugi są inni w tym co robią. Ja się jaram bardziej Atą, który jest moim dobrym kolegą. Poznaliśmy się bodajże cztery lata na Warsaw Challenge. On jest osobą, która nie obnosi się z tym, co robi. Jest otwarty na ludzi, stara się mieć jak najwięcej przyjaciół. Zarówno on jak i Machine bawią się tańcem. Mamy dwie postacie – jedną bardzo akrobatyczną i drugą, która przywiązuje większą wagę do footworków. Dla mnie oboje są dobrymi bboyami i nie jestem w stanie powiedzieć kto wygrał. Nie chciałbym być sędzią podczas takiej walki. Trzeba przyznać, że Machine zrobił duże show.
Dodam, że inną konkretną walką była pomiędzy bgirls – Zofią i Emilką. Dziewczyny pokazały, że są bardziej zawzięte i uparte od facetów.
Przejdźmy do kwestii wyjścia bboyingu na salony i odbiór tego elementu kultury hip hopowej przez media, które nadal traktują wszystko co związane z hip hopem bardzo po macoszemu i gonią za sensacją. Jak Twoim zdaniem zmieniło się na przestrzeni lat podejście mediów do breakdance'u w naszym kraju?
Media zawsze chcą zrobić jak największe show, żeby była wysoka oglądalność. Najczęściej biorą takie osoby, które skaczą jak małpki i fikają salta i ludzie myślą „wow, to jest bboying”. Nie, kręcenie akrobacji jest tylko dodatkiem do tego czym jest taniec, czyli top rocking, footwork co jest najważniejsze w tym. Cała reszta jest dodatkiem. W mediach chodzi o to, żeby było co pokazać.
Wchodzenie bboyingu na salony to strona komercyjna. Wiadomo, każdy musi zarobić żeby pojechać na zawody. To kosztuje a trzeba mieć pieniądze aby mieć za co opłacić nocleg, itp. Wszystkie chałtury i występy, to są dodatkowe pieniądze.
Po takich sytuacjach padają stwierdzenia, że się sprzedałeś, nie tylko tyczy się to bboyingu lecz także pozostałych elementów kultury hip hopowej w Polsce, ponieważ w naszym kraju mamy krzywe spojrzenie na stronę komercyjną hip hopu.
Muszę stwierdzić, że to zgadza się, ludzie tak mówią. Jednak prawda leży pośrodku. Jeden robi w ten sposób, a drugi nie potrafi tego, nie umie sprzedać się, dać odpowiednie show, ma inne do tego podejście. Stąd takie zgrzyty. Uważam, że jest to bez sensu. Najśmieszniejsze, że ludzie, którzy krytykują takie rzeczy, jarają się takimi bboyami jak Focus, Cloud, Storm, Ivan, Salah, Mr. Wiggles, Crazy Legs. Przepraszam bardzo a czy oni nie są komercyjni? Przecież Focus współpracował z Bomfunk-Mc's, Flying Steps występowali w teledyskach muzyki elektronicznej. Bboy Ivan i Cloud występowali dla Madonny i wielu innych gwiazd, tak samo Storm. Jeżeli ktoś później mówi mi, że się sprzedałem, to dlaczego oni mogli a ja nie? Myślę, że to może być kwestia bardziej zawiści, co Polacy mają w sobie. Nie jesteśmy tolerancyjnym narodem. Ale prawda jest taka, że aby się utrzymać trzeba sobie w różny sposób radzić i czasem wychodzi ta ciemna strona bboyingu. Zdarzają się też sytuacje, kiedy najlepsi bboye nagle znikają i pojawią się pytanie: „co się z nimi stało?”. Potem wychodzi, że jeden pracuje w banku i nie ma już czasu, drugi musi utrzymać żonę i dziecko itd. Takie są realia. Często bboye to nie są bogaci ludzie i tak znikają ci najlepsi. Najgorsze jest to aby umieć połączyć to ze sobą aby dalej to rozwijać. Wtedy zaczyna się harówa.
Dobrze powiedziane, że wielu zacnych bboyi nie wywodzi się z bogatych rodzin. Można stwierdzić, że właśnie oni są prawdziwymi ulicznikami, ponieważ z reguły większość bboyi podstaw tego tańca poznawało na streecie. Czy uważasz, że serce bboyingu znajduje się właśnie na jamach organizowanych na ulicach? Czy coraz większa obecność breakdance'u w studiach tanecznych wychodzi na dobre?
Wielu dobrych bboyi na świecie wywodzi się ze szkół tanecznych, a potem jak dorośli to sami się rozwijali. Jednak mnie wychowała ulica. Kiedy zaczynałem tańczyć, to nie było żadnych studiów tanecznych ani sal, gdzie można było szkolić umiejętności. Wspólnie z Kiziakiem, Hodunem, Guzkiem, Mirkiem, Siniakiem przez wakacje tańczyliśmy na macie na Stadionie Miejskim na 11 Listopada. Potem jak rozpoczynał się rok szkolny, to zajmowałem parkiet na korytarzu w szkole i dyrektor zaproponował mi salę gimnastyczną w XI LO, gdzie tańczyliśmy przez dziewięć lat. Ale jak przychodziły ciepłe dni, to Siemek wychodził z matą przed blok i kosztem większych kontuzji ćwiczył na ulicy. W tym roku zrobiliśmy tylko dwa streety, ze względu na szkołę, pracę.
Teraz to przeniosło się do studiów tańca, gdzie możesz zadbać bardziej o swoje umiejętności. Ale często wobec ludzi z takich miejsc używa się określenie „studio dancer”.
Rozpoczynałeś swoją karierę bboyową jeszcze w latach 90.tych ubiegłego wieku. W tamtym okresie nie było jeszcze ogólnie dostępnego internetu, nie było jak wspomniałeś szkół tańca i dostęp do informacji jak to wszystko powinno wyglądać był bardzo ograniczony. Jestem ciekaw jak było w Twoim przypadku odnośnie zdobywania wiedzy dotyczącej bboyingu i skąd ją czerpałeś.
To było tak: Siniak miał internet. Rachunki były takie, że jego rodzice opieprzali za to, ze my przez pół dnia ściągaliśmy z internetu 3-minutowy filmik i potem następny. Nie było filmów instruktażowych tak jak jest teraz. Potrafiłem siedzieć w sobotę i niedzielę całymi dniami przed telewizorem i czekać kiedy pojawi się choć jeden teledysk albo relacja z imprezy, w którre będzie pokazany breakdance. Nagrywałem to, a potem klatka po klatce przewijałem i oglądałem jak ktoś wykonuje daną figurę aby się tego nauczyć.
Czyli zajmowałeś się studiowaniem.
Studiowałem fizykę ciała, jak skręcam nogami, jak pracują biodra, jak układam ręce i nadgarstek aby go nie wykręcić, jak podstawiam głowę. W ten sposób się tego nauczyłem. Tak było przez dwa lata. Ważne aby być upartym.
Na samym początku wspomnieliśmy o cyklu imprez hip hopowych Hip Hop Don't Stop, podczas każdy poszczególny element hip hopu był traktowany na równi. Obecnie na imprezach bboye często stanowią jedynie tło i wypełniacze czasowe pomiędzy występami raperów. Dlaczego breakdance w dzisiejszych czasach jest przez wielu ludzi traktowany jako druga kategoria hip hopu?
Zrobiła się moda na teledyski, koncerty wyłącznie grup hip hopowych. Rap poszedł do przodu i zapomniał o bboyingu. Ja bardzo dawno temu chciałem aby podczas koncertu mogliśmy potańczyć tak jak to miało miejsce przy występie Yarah Bravo na białostockich juwenaliach. Nie pamiętam kiedy ostatnio było coś podobnego. Nie wiem dlaczego tak jest, może organizatorzy boją się, że zechcemy wziąć za to pieniądze? Wielu członków naszej ekipy neguje polski hip hop i wolą potańczyć przy funkowych brzmieniach. Dlatego możecie nas spotkać w piątki w Odeonie na imprezach granych przez EsDwa.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję za rozmowę.
2 komentarze:
fajnie , ciekawie , zawsze się zwykły człowiek czegoś mógł dowiedzieć :D
bardzo konkretny wywiad, dzięki Witek!
Prześlij komentarz